img_7040

Zastanawia mnie, czy to kwestia „czasów” w jakich żyjemy i czy coś wielkiego stało się w związku z jakimś przewrotem społecznym, ale obserwuje często i zawile, że pozajączkowały się role kobiety i mężczyzny.

Pisałem już wcześniej z czego według mnie to wynika i uważam że należy dalej rozwijać temat, ale w tym miejscu chciałbym pójść kawałek dalej i przenieść się w czasie o kilka lat.

Najłatwiej mówić mi o sytuacjach, które znam z autopsji, a zakładając i prowadząc Równe Prawa dla Obojga Rodziców zderzyłem się z setkami sytuacji wieloletnich i wykańczających rozwodów.

Starałem się analizować wiele podobnych sytuacji i znaleźć jakieś punkty wspólne dla nich. Chciałbym temat zgłębić na tyle głęboko, żeby móc wychowywać moje dziecko tak, aby miało jak najmniej podobnych problemów w swoim życiu.

Dla celów użytkowych pominę tutaj sytuacje, gdzie małżeństwo nie ma dzieci. Podjęli decyzje, mieli prawo się pomylić i ponoszą konsekwencje. Rytuał przejścia był im potrzebny, żeby zabezpieczyć swoje potrzeby. Rzeczywistość zweryfikowała jednak oczekiwania, nie było chęci pracy, oraz naprawy i podjęli decyzje jedno, lub obustronnie o rozstaniu. Z obserwacji mogę powiedzieć, że takie sprawy dość szybko się kończą. Każdy ma prawo się pomylić, a chęć spokojniejszego życia wygrywa często z potrzebą wysyłania wojsk. Oczywiście są też wyjątki, ale nie o nich chcę tu pisać.

 …

Swojego czasu zderzyłem się z przekonaniem podpartym, w sumie już nie pamiętam czym, że „dzieci najlepiej rodzić przed trzydziestką”. Wszedłem w to, bo chciałem, bo wierzyłem, bo kochałem. Oddałem zarządzanie swoim życiem i podporządkowałem regułom, które w sumie są na tyle pozytywne, że trudno się z nimi kłócić:

– jedz zdrowo – a konkretnie zasadowo, czyli co najmniej 80% warzyw

– przyjmowanie różnych specyfików „zdrowotnych” – bo przecież nie zaszkodzą, a mogą pomóc

– dbanie o ciało – czytaj “rusz tyłek i ćwicz”

– brak używek – jakie to proste?

img_7042Mimo, że wcześniej mało o tym myślałem, to z czasem, kiedy ulegałem syndromowi zakładania rodziny zacząłem żarliwie żyć tymi zasadami, bo przecież dziecko ma mieć podstawy do tego żeby urodziło się zdrowe. W tym miejscu chciałbym się zwierzyć, że potrzeba małżeństwa również nie wynikała ze mnie. Popełniłem je jedynie dlatego, że bardzo kochałem kobietę, dla której było to ważne. Sam nie potrzebowałem potwierdzenia w formie pisemnej, ale dla niej było to na tyle ważne że z czasem zaczęło być też dla mnie. Spokojnie! Nie żalę się. Tak się często zdarza, jeśli kogoś kochamy.

Okres ciąży był dla mnie katorgą. Panowie przyznajcie się uczciwie sami przed sobą, co czujecie, czuliście w podobnym momencie? Bądźcie ze sobą szczerzy. Ze swojej strony powiem, że ja nie ogarniałem. Permanentne zmiany nastrojów, roszczeniowość, użalanie się nad sobą, wyżywanie się na inncyh. Zawsze ktoś był czegoś winien, łącznie z pogodą. Co wymiana zdań to strzał w kolano, a zazwyczaj piętro wyżej.

img_7041Miałem ochotę zawyć jak Chewie z Gwiezdnych Wojen, wziąć rozpęd i walnąć w ścianę. Dużo czytałem, co się do dzisiaj nie zmieniło i przekopywałem wiedzę bardziej doświadczonych. Dzisiaj wiem, że ego brało górę i że brakowało mi dystansu do samego siebie. Byłem tak skupiony na zabezpieczaniu swojej strefy komfortu, że zapomniałem o tym że ja również brałem udział w podejmowaniu decyzji o powiększeniu rodziny. To dziewczyna z którą się ożeniłem, którą wybrałem, kochałem – nosiła w sobie coś co będzie kiedyś dorosłym człowiekim i będzie sumą tego czego nauczy się od rodziców i otoczenia. To mama, która też ma swoje problemy, hormony, emocje, nosi w sobie życie które rośnie z dnia na dzień.

Zastanawiam się ilu mężczyzn potrafiłoby znieść to, co przeżywają kobiety w trakcie ciąży, porodu, pilnowania dziecka w pierwszych miesiącach życia.

Dziś wiem, że problemy załatwia się na bieżąco, a najlepiej tego samego dnia – nawet krótką, ale szczerą i rzeczową rozmową. Wiem że przegadać można też każdy temat i gdy przekroczymy pewną granicę stajemy się dla siebie na tyle obcy że cokolwiek byśmy mówili, to słowa i tak nie docierają.

Co w takim momencie?

Przytoczę jeden ze scenariuszy:

Para odpowiedzialnie podchodzi do tematu. Ze wzajemnością stawiają się w sytuacji / myśleniu / spojrzeniu partnera. Z empatią rozmawiają, szukają rozwiązań i również ze względu na dziecko pracują nad wspólną relacją.

Chciałbym zbić tu jeden mit. Mit o drugiej połówce i tak dalej. Nie chcę mówić o tym, czy to istnieje, czy też nie, ale uważam że bez względu na to czy istnieje, czy też nie – efekt jest tylko wtedy, gdy wszyscy chcą bardzo na niego pracować.

Dziewczyno / kobieto / matko / żono / kochanko ! Jak chcesz mieć w domu „100% mężczyzny”, jak co chwilę podejmujesz za niego decyzje i nie liczysz się z jego zdaniem?!
Chłopaku / mężczyzno / ojcze / męzu / kochanku! Jak chcesz mieć w domu „matkę, kucharkę, sprzątaczkę, kucharkę”, skoro nie przejmujesz prowadzenia i nie przynosisz do domu mamuta?! Któremu słoniowi pozwoliłeś zdeptać swoje jaja?
[rf_contest contest=’3612′]