ghana_flag_map

Ten wpis będzie miał inną formę niż większość przeze mnie publikowanych, ponieważ na bieżąco dzień po dniu będę Wam tutaj pisał, co się dzieje. Miłej lektury.

Dzień 1

Wczoraj wieczorem przyleciałem do Ghany. Na lotnisku przywitała mnie Ola. Nie zdążyliśmy dojechać do naszego mieszkania, jak luźno rzucona propozycja o tym żeby skoczyć gdzieś na powitalne piwo zmieniła się w czyn. Zaliczyliśmy kilka lokalnych rytuałów, w tym Akpeteshie i holy water.

Akpeteshie – domowej produkcji alkohol wytwarzany w Ghanie i innych państwach Afryki zachodniej poprzez destylację wina palmowego, lub trzciny cukrowej. Inne nazwy tego napoju to apio, ogogoro (Nigeria), sodabi, keley, “hot” ,lub “hot drink”, “kutukù” (w Nzema), albo VC10.

Przez ostatnie tygodnie miałem dużo zajęć i mało odpoczynku, dlatego ten dzień postanowiłem wykorzystać na oczyszczenie. Mimo, że spałem 12. godzin, to średnia snu z całego tygodnia według mojego zegarka wyniosła 5. godzin. Odpoczynku potrzebowałem jak powietrza.

Dzień 2

Poranek zszedł na spotkania organizacyjne. Jutro przyjeżdża do nas Omenaa i szykuje się dużo pracy. Dlatego to jedyny dzień, kiedy będziemy mogli wyruszyć na zakupy świąteczne, oraz po pamiątki dla najbliższych.

Razem z Olą wybraliśmy się do centrum Akkry, gdzie mieliśmy odwiedzić lokalny targ sztuki. Poza możliwością dojazdu np. taksówką, czy UberX, preferuje się tu formę komunikacji zwanej tro tro.

Tro tro – w Ghanie i sąsiadujących państwach, posiadane przez prywatnych właścicieli współdzielone minibusy, poruszające się po wyznaczonych trasach, w momencie gdy osiągną pełną “pojemność” (czytaj, gdy wszystkie miejsca będą zajęte). Poza tym że posiadają wyznaczone przystanki, mogą zatrzymywać się w każdym miejscu na trasie, aby zabrać pasażerów. Obsługiwane są przez kierowcę i konduktora (który pobiera opłaty, wykrzykuje kierunek jazdy i może być nazywany “mate”), wiele z nich udekorowanych jest w slogany, zazwyczaj religijne. Tylko kilka działa również w niedziele.

Momentalnie przypominają mi się motywy z książki Kapuścińskiego “Heban”, gdzie tłumaczył na przykładach różnice w podejściu do czasu w Afryce i w Europie. Dla nas Polaków, gdy autobus spóźnia się chociażby 5 min, to znajdujemy powód do narzekań, a tu w Ghanie każdy wie, że autobus ruszy dopiero, jak będzie pełen.

Dojechaliśmy tro tro do przystanku Akkra Mall, skąd dalej metodą na partyzanta przedzieraliśmy się poprzez drogi szybkiego ruchu do Art Market. Tutaj podobnie, jak na innych targach zaczepiało nas wielu sprzedawców oferując swoje “best price” (najlepsza cena), oraz Milo z Kenii który skończył studia w Polsce i biegle włada naszym językiem.

https://www.instagram.com/p/BNpyvnijdIq/
Bogatsi o prezenty wróciliśmy do Akkra Mall, skąd chciałem zamówić Ubera ponieważ obiecałem kilkorgu z Was że przetestuje będąc w Ghanie, jak sprawuje się tutaj ta aplikacja. Spotkaliśmy jednak kolegę, który jechał w naszym kierunku i mógł nas ze sobą zabrać. Bardzo fascynują mnie podobne przypadki spotykania znajomych w niespodziewanych miejscach. W drodze do domu zwiedziliśmy lokalny kampus uniwersytecki, który zaskoczył mnie swoją obszernością. Jest tak duży, że posiada swoją własną infrastrukturę komunikacyjną.

Po obiedzie we wspólnocie Don Bosco pojechaliśmy odwiedzić nasze dzieciaki w Child Protection Centre i pomogliśmy im w zadaniach domowych ze szkoły. Uwielbiam tych małych psotników.

Wieczorem kolacja z ojcem Piotrem i odbiór polskiej ekipy z lotniska.

img_0531

spring rolls i zupa słodko – kwaśna

 

Dzień 3

Uzupełnienie tego wpisu kontynuuje już w Polsce. Po drugim dniu zupełnie odcięło mnie od internetu. To nawet dobrze, bo poczułem Afrykę jeszcze bardziej, nie mając przy sobie rozpraszacza w formie telefonu.

Ten dzień zszedł nam na sprawy organizacyjne i formalne.

Wieczorem ks. Piotr zabrał mnie na mszę. Jeżeli będziecie kiedyś w Afryce i będziecie mieli okazję być na mszy – polecam. Wydarzenie i zjawisko skrajnie inne, od tego co znamy w Polsce. Tu czasem kilka chórów gospel śpiewa na zmianę, ludzie się cieszą, śmieją, traktują wyjście do kościoła jako ważny element życia, kultury i funkcjonowania w społeczności. Ludzie tańczą prowadząc pod koniec wydarzenia dary: jedzenie, środki czystości, żywy inwentarz. To dary dla księży, którzy są zatrudniani przez społeczność, aby byli ich przewodnikami duchowymi. To zasadnicza różnica w porównaniu do tego co się dzieje w Polsce.

W Ghanie ludzie zbierają się w grupę, która chce mieć w sąsiedztwie kościół. Uchwalają zarząd, kupują ziemię, budują świątynię, a dalej “zatrudniają” księży którzy będą prowadzić parafię. Uważam to za rewelacyjne rozwiązanie, dzięki któremu ogranicza się powstawanie niepewnych sytuacji które dzieją się na przykład w Polsce.

Mając do czynienia z Selezjanami widziałem ile pracy wkładają w pomoc przede wszystkim dzieciom ulicy, ale nie tylko. Dla nich poza rozumianym przez nich powołaniem, to również codzienna ciężka praca. Aby móc pomagać – potrzebują na to środków finansowych, a te nie płyną tylko z datków. Przykładają się do rozwoju lokalnej gospodarki zakładając szkoły, warsztaty samochodowe, pola uprawne i wiele innych. Może nie prowadzą intratnych interesów, ale wkładają dużo pracy aby móc wyjść chociaż na “zero”.

Wyjeżdżając do Afryki po raz pierwszy byłem bardzo sceptyczny do pracy kościoła, jednak obserwując na żywo organiczną pracę Don Bosco nabrałem do nich dużego szacunku.

Wieczorem odebraliśmy z lotniska Omenę i zorganizowaliśmy wieczorek powitalny.

Dzień 4

Dzisiaj dzień wyborów prezydenckich w Ghanie. Dzieci nie idą dzisiaj do szkoły, ponieważ władze obawiają się napiętych sytuacji na ulicach. Chcieliśmy zabrać naszych podopiecznych na plażę, ale odradzono nam z powodu tych obaw.

Nie pozwolono mi robić zdjęć w okolicy urny wyborczej, dlatego serwuje Wam to co mam.

Od rana mieliśmy spotkania organizacyjne. Wgłębialiśmy się w projekt szkoły, wprowadzaliśmy uwagi zmiany, analizowaliśmy kalkulacje. Dzięki ustaleniom z tego dnia liczymy że już w przyszłym roku zdamy Wam relacje z procesu budowy szkoły. Koordynując te działania mam uczucie że robię coś ważnego, a dzieje się to dzięki wsparciu Omenaa Fundation między innymi takich ludzi, jak Wy. Dziękuję Wam za to.

Po południu w roli Mikołajów pojechaliśmy do naszych dzieciaków z Child Protection Center. Były prezenty, nauka tańca i dużo radości. Dużym zainteresowaniem cieszyły się dedykowane kartki wykonane przez dzieci z Polski.

Więcej zdjęć znajdziecie na stronie Ola Ciurlik Photography i na Omenaa Fundation. Tutaj zaserwuję Wam kilka wybranych zrobionych przez naszą Olę.

Dzień 5

Wyjazd do Moree. Dzisiaj jedziemy odwiedzić grupę taneczno muzyczną dzieci, które wspieramy. Mamy do przebycia trasę około pięciu godzin.

Po drodze zatrzymujemy się w naszej ulubionej restauracji na lunch, żeby poczekać na sygnał od Johna – opiekuna grupy – kiedy dzieciaki wyjdą ze szkoły.

Odebraliśmy dzieciaki spod szkoły. Zapakowały swoje stroje, instrumenty i wyruszyliśmy na plażę. Zobaczcie zresztą sami, jak wyglądał nasz przejazd.

https://www.instagram.com/p/BNyes7Vjqle/

 

Najwięcej “opowiedzą” Wam zdjęcia.

Oczywiście te, wykonane przez Olę:

Dzień 6

Od rana spotkanie z kierownictwem, oraz wszystkimi pracownikami Child Protection Center. Każdy opowiedział o sobie, podzielił się swoimi uwagami, wnioskami, obawami, perspektywami możliwości. W mojej ocenie było to jedno z bardziej produktywnych spotkań, jakie odbyłem w Afryce. Przybliżyliśmy sobie nawzajem rozumienie kulturowe i zbliżyliśmy się do siebie we wspólnej pracy. To Ci ludzie zajmują się na codzień naszymi dzieciakami i dlatego są tak ważni.

Reszta dnia upłynęła na dopieszczaniu naszego projektu, z ludźmi zaangażowanymi na miejscu, a wieczorem odwieźliśmy Omenę na lotnisko.

Dzień 7

Dziś wylot do Polski, ale mam jeszcze trochę czasu dla siebie. Ojciec Krzysztof podrzucił Olę i mnie na art market, żebyśmy uzupełnili jeszcze prezenty świąteczne. Dalej poszliśmy do Akkra Mall, skąd odbyliśmy przejazd Ghanijskim Uberem, o czym napiszę Wam w jednym z kolejnych postów. Pakowanie, kolacja i samolot.

Dziękuję! 😉